Wszyscy jesteśmy zgodni, że cannabis to cudowna roślina, której liczne składniki aktywne potrafią wyleczyć praktycznie każdego rodzaju dolegliwości. Jednak sama cudowna roślina nie czyni jeszcze cudów. Do tego rzeczywiście potrzeba uzdrowiciela, który przekaże choremu niezbędne informacje na temat leczenia cannabisem. Wokół takich cudotwórców mnożą się zwierzchnicy, którzy oczywiście niczym prorocy głoszą dobre słowo na temat samej rośliny i bronią swoich cudotwórców przed negatywnymi komentarzami czy przeciwnikami.
A przeciwników cannabisu jest wielu. Wszyscy, którzy wierzą w wieczny postęp i rozwagę od razu zabiorą głos. Przecież nie może tak być, że ktoś wprowadzi między ludzi środek, którego moc działania jeszcze nie została całkowicie zbadana i bez wątpienia została potwierdzona naukowo. Takich dowodów cudotwórca przedstawić nie może, ale jak mawiał sam Jezus „Nie ja Cię uzdrowiłem a Twoja wiara”.
Tym samym nawet on znajdowałby się na poziomie dzisiejszej nauki, która przy badaniu alternatywnych terapii, jakby chociaż homeopatii nie stwierdza żadnego działania takich środków, ale co trochę stwierdza, że intensywna rozmowa diagnostyczna, wystarczająco długa uwaga człowieka oraz odpowiednie zaufanie w terapeutę wydają się znacznie zwiększać szanse wyleczenia.
Wielu pacjentów niechętnie opisuje lekarzowi symptomy swojej choroby w 90 sekund, który przy tym wpatruje się w kartę pacjenta w celu zintegrowania w kwartalny budżet odpowiedniego i najskuteczniejszego leku. O wiele przyjemniej jest zostać obsłużonym w aptece konopnej i potem jeszcze móc samemu wybrać taki lek, który nam najlepiej odpowiada. Jest to na pewno dobre uczucie móc decydować o swoim losie.
Jak jednak obchodzić się z ofertami, które obiecują całkowite wyleczenie nowotworu? Ten, kto tak sądzi, ale nie może tego udowodnić, jest oczywiście szarlatanem, który chce zarobić na ludzkim nieszczęściu. Można tak mówić tak długo, jak jesteśmy zdrowi. Ale w momencie kiedy ja albo ktoś z mojej rodziny zachoruje na raka, to w takiej sytuacji najprawdopodobniej każdy sięgnąłby po każdą możliwą alternatywę leczenia, która daje chociaż cień nadziei.
Takim cudotwórcą jest Rick Simpson, który jest emerytowanym inżynierem, z 25 letnim stażem w sektorze medycznym w Kanadzie. Po tym, jak w 1997 roku doznał n ciężkiego urazu głowy, przyjmował on wszystkie leki, jakie przepisywali mu lekarze, jednak nie zdziałały one nic oprócz ciężkich skutków ubocznych.
Zdecydował on się na przyjmowanie ekstraktów z cannabisu, które sam produkował i niedługo po tym stwierdził, że odkrył największy naturalny lek. Szybko upublicznił swoją wiedzę i dzięki temu pomógł wielu ludziom w samodzielnym leczeniu chorób, na które medycyna nie miała sposobu.
Simpson obdarowywał ludzi olejem cannabisowym, gdyż uprawiał marihuanę w swoim ogrodzie. W 2009 roku policja przeprowadziła w jego domu ostatnią rację. Rick zawsze mówił o oleju THC a nie CBD. Olej, który rozdawał zawierał wysoki procent THC i zawierał również w małych dawkach CBD oraz inne cannabinoidy. Dzisiaj mówi się o oleju RSO albo oleju Ricka Simpsona. Stąd też nazwa RSO. Napisał on nawet książkę pod tytułem „Odpowiedź natury na raka”.
I tu dochodzimy do punktu samodzielnej produkcji oleju. Nie ważne jaką metodę do tego stosujemy, izopropanol, butan czy eter dimetylowy. Przy ekstrakcji oleju cannabisowego zawsze zostają jakieś pozostałości na naszym sprzęcie. Izopropanol jest szkodliwy dla błon śluzowych, sam butan nie jest szkodliwy, ale można się nim udusić, jeśli się go zdechnie. Jednak nie ma żadnych badań mówiących o szkodliwości pozostałości rozpuszczalników ekstraktów konopnych i tak samo nie ma żadnych limitów.