Amerykańskie laboratoria ostrzegają przed tanimi waporyzatorami. Vape-Pens oraz E-Papierosy są coraz bardziej popularne i zyskują na coraz to większej sympatii. Szczególnie wśród nowicjuszy, którzy w przeciągu rosnącej, socjalnej akceptacji zdobywają pierwsze doświadczenia, rośnie zainteresowanie waporyzacją. Tak samo dzieje się wśród pacjentów, którzy poszukują możliwie najlepszej metody spożywania swojego leku, czyli medycznej marihuany. Dla większości tych użytkowników nie ma sensu spożywania lekarstwa w niezdrowy dla nich sposób (np. paląc jointa).
Niestety z Kalifornii docierają do nas niepokojące wiadomości na temat waporyzacji. W ramach zaostrzonych regulacji, kontroli i testów, którym są poddawane produkty przemysłu cannabisowego, na światło dzienne wychodzą niewygodne fakty. Ze względu na rosnącą konkurencję w tej kategorii koszty produkcji muszą być jak najbardziej minimalizowane i wiele firm produkuje swoje waporyzatory albo ich części w Chinach albo na dalekim wschodzie.
Niestety konsekwencje są takie, że stwierdzono zwiększoną ilość ołowiu w kartuszach, a w najgorszym przypadku opary ołowiu w płucach konsumentów. Nawet droższe i rzekomo wysokojakościowe kartusze nie są wolne od zanieczyszczeń, nie wspominając już o tych najtańszych.
Kolejnym problemem jest to, że dosyć dużo laboratoriów branży cannabisowej nie są jeszcze wystarczająco wyposażone, aby poprawnie przeprowadzić rozszerzone testy. Jak wynika z testów przeprowadzonych przez niezależne laboratoria pięć procent dostarczonych próbek waporyzatorów było zanieczyszczonych ołowiem. Oszczędności na koszt naszego zdrowia.
